Kilka pytań do… Artura Kujawy, Tomasza Gołdy i Dawida Burlikowskiego (Good Night Chicken)

Good Night Chicken zobaczyłem po raz pierwszy podczas Music Is The Weapon Fest Vol. 6 w gdańskiej Ziemi. Ten dwudniowy, objazdowy minifestiwal był czymś w rodzaju showcase’u trójmiejskiej wytwórni Music is the Weapon. Niestety, z przyczyn do dziś dla mnie niezrozumiałych, frekwencyjnie nie do końca udanym. Za to artystycznie sama górna półka polskiej sceny niezależnej. Oprócz dzisiejszych gości zobaczyłem tam na żywo Neal Cassady, Godot, Wulkan, Lastryko oraz Katie Caulfield. I Good Night Chicken oczywiście. W relacji z tego gigu określiłem skład mianem Elvisa na amfie. Wróciłem do domu, sprawdziłem płytę i gdy tylko ogłosili, że zagrają na OFF Festivalu w 2018 roku, to od razu wiedziałem, że będę pod sceną. I tam rozsadzała ich energia, więc nie pozostało nic innego, jak czekać na nową płytę. I udało się. Jest, wydana w nowym składzie (z duetu zrobiło się trio) 14 listopada we własnej wytwórni Prądy Eudajmonia. O płycie napiszę niedługo, ale póki co wykorzystałem tę premierę, by zadać zespołowi korespondencyjnie kilka pytań. Odpowiadają Artur Kujawa, Tomasz Gołda oraz Dawid Burlikowski.

Pytanie: Jaką rolę odgrywa w Waszym życiu muzyka? Jakie jest Wasze pierwsze, związane z nią wspomnienie?

Artur Kujawa: Członkowie zespołu Red Hot Chili Peppers śpiewali, że muzyka to ich samolot. Nie umiałbym przeskoczyć żadnym porównaniem ponad tym pięknym cytatem, dlatego po prostu nim odpowiem. A pierwsze wspomnienie: mój brat katujący The Prodigy w naszym pokoju.

Tomasz Gołda: Muzyka ma dla mnie wiele twarzy. Z punktu widzenia grajka, jest to przede wszystkim ukojenie i satysfakcja z jej współtworzenia. W jakimś stopniu (o czym dużo osób wstydzi się mówić) także podbudowywanie poczucia własnej wartości. Z punktu widzenia odbiorcy to przede wszystkim towarzysz podróży i wydarzeń w życiu – i to taki nieodłączny, na serio. Jedno z pierwszych wspomnień to dzień, w którym tata przyniósł mi kasetę wykonawcy Lou Bega. Dużo było tańczone przy wieży magnetofonowej, w efekcie czego mój kochany padre regularnie kupował dla mnie kasety z różnoraką muzyką.

Dawid Burlikowski: Zabrzmi banalnie, ale dosłownie każdą. Bardzo lubię ją za to, że dzięki niej często doświadczam przyjemnego uczucia, że to jest dokładnie to, co chcę robić w życiu. A moim pierwszym wspomnieniem jest słuchanie Blue Eiffel 65 razem z kuzynem, który „wypalił” mi ten numer na CD.

P: Co było impulsem do tego, by ze słuchaczy zamienić się w twórców?

Artur: Wybłagałem rodziców o gitarę klasyczną, okupując to wysoką średnią. To było 5.8, nie dostałem szóstki jedynie z w-fu z powodu bycia grubą kulką i z matematyki z powodu bycia tępą kulką.

Tomasz: Pierwszy raz usiadłem za perkusją na strychu u Artura. Miałem 18 lat. Potem jakoś samo poszło, a poszło tak szybko, że pisząc to jestem o 7 lat starszym człowiekiem.

Dawid: Dostałem zabawkową perkusję w wieku pięciu lat na Gwiazdkę i od tego momentu praktycznie cały czas miałem kontakt z jakimś instrumentem. A idea tworzenia i komponowania pociągała mnie od zawsze.

P: Czego aktualnie słuchacie? Czy ma to wpływ na proces komponowania i jeśli nie, to co innego inspiruje Was przy tworzeniu nowych dźwięków/tekstów?

Artur: Mnie inspiruje i pcha do tworzenia absolutnie wszystko. Nie umiem też samodzielnie wywołać natchnienia, więc po prostu jestem czujny i uważny. Staram się wyłapywać znaki od wszechświata w każdym elemencie dnia codziennego. Aktualnie słucham nowej Angel Olsen na zapętleniu.

Tomasz: Ja tam po prostu siadam i gram bez podkładu, często w samotności. W miarę możliwości spotykamy się też i sobie wspólnie „plumkamy”, aż wydamy sobą dźwięki, które przykują naszą uwagę. Na takie spotkania z reguły każdy przynosi coś, co wymyślił w domu. Potem to wszystko się jakoś samo składa w mniej lub bardziej spójną całość.

Dawid: Tak samo jak Artura, mnie inspiruje wszystko. Zresztą uważam, że w każdej piosence da się znaleźć coś dobrego i inspirującego – czy to partie instrumentów, sposób produkcji, brzmienie czy sama budowa utworu. Staram się być otwarty na wszystko i ze wszystkiego czerpać, bo nie wiadomo, co się może przydać w procesie twórczym. A dość często okazuje się, że są to nieoczywiste i zaskakujące inspiracje. Aktualnie, co ciekawe, słucham dużo rapu. Podoba mi się mainstream pokroju ASAP Rocky’ego albo Travisa Scotta, natomiast zdecydowanie najczęściej słucham Tame Impali, dosłownie wzdłuż i wszerz.

P: Jaki koncert zrobił na Was w ostatnim czasie największe wrażenie?

Artur: Mitski w Berlinie i Aldous Harding na OFF Festivalu 2019. Obie były po prostu artystkami z krwi i kości i długo zapewne nikt w moim osobistym rankingu ich nie przeskoczy.

Tomasz: Szczerze to trudno mi powiedzieć, bo od kilku ładnych miesięcy nie byłem na żadnym, więc nie będę ściemniał.

Dawid: Tame Impala w lipcu w tego roku w Berlinie. Muzycznie wzorowo, a do tego niesamowita oprawa koncertu (światła, lasery, confetti).

P: Jeśli moglibyście zmienić cokolwiek na obecnej, polskiej, niezależnej scenie muzycznej, to co by to było?

Artur: Sklonowałbym obecnych słuchaczy muzyki niezależnej w Polsce i zwielokrotnił ich, bo jest nas po prostu mało.

Tomasz: Podpinam się pod odpowiedź Artura. Przydałoby się nam wszystkim zwiększyć populację niezalu.

Dawid: Zwiększenie kanałów promocji.

P: I pytanie ostatnie, kluczowe: hałasy czy melodie?

Artur: Prawdziwy kunszt to umieć wymieszać oba składniki i zrobić z tego smaczne danie. Takim kucharzem chciałbym być.

Tomasz: Melodyjne hałasy.

Dawid: Bez wahania melodie, ale wszystko jest kwestią proporcji.

Bandcamp

Youtube

Facebook